Salvadore Dalí właściwie Salvador Domingo Felipe Jacinto Dalí y Domènech, markiz de Pubol. Jeden z najbardziej ekscentrycznych artystów minionego wieku. Urodził się w Figueres w Katalonii w 1904 roku. Pomimo że od jego śmierci upłynęło ponad 20 lat, jego obecność jest mocno odczuwalna tutaj oraz w miejscach związanych z jego twórczoścą i życiem. Pamięć o nim jest żywa we wspomnieniach mieszkańców Barcelony – tych co o nim tylko słyszeli ale przede wszystkim tych którzy mieli szansę poznać oryginalnego twórcę.
Z tego powodu w minionym roku odwiedziłam rodziców mojego znajomego – Berthę i Martina, którzy zgodzili się opowiedzieć mi o Dalim, jednym z najważniejszych przedstawicieli surrealizmu. Ponoć artysta swym zachowaniem i sposobem bycia przypominał własne dzieła: szalone, na skraju jawy i snu, dalekie od rzeczywistości.
W czasie spotkania okazało się, że życie Berthy i Martina mogłoby stanowić osobny materiał na artykuł, oboje bowiem są dość znanymi postaciami w środowisku muzyki rockowej. Bertha – niegdyś modelka i tancerka oraz Martin – malarz i fotograf, przed 40 laty założyli, kultowy już dzisiaj, hiszpański miesięcznik Popular 1, poświęcony muzyce rockowej. Dzięki pracy w magazynie mieli okazję poznać legendy rocka lat 70-tych i 80-tych.
Tym razem spotkałam się z nimi pod koniec listopada 2013 roku w ich domu oraz studiu w Barcelonie aby posłuchać o ich znajomości z Dalím. Martin poznał artystę przez wspólną znajomą modelkę, która pozowała do obrazów artysty. Dali zaprosił Martina do współpracy która trwała około 4 lat:
Martin: Robiłem dla niego zdjęcia, w czasie gdy pracował nad „Chrystusami”. Wbrew temu, co się ogólnie uważa, Dalí nie malował za dobrze, ale potrafił dobrze kopiować i wszystko to, co malował wzorowane było na zdjęciach. W swoim czasie stworzyl trzy prace ze wspomnianą wcześniej modelką, ale dziewczyna nie przypominała na nich siebie, wiec obraziła się na artystę. Ponoć przedstawił ją grubszą niż była w rzeczywistości. Czego nie można Daliemu odmówić to jego ogromnej wyobraźni i kreatywności.
Do naszego pierwszego spotkania doszło na jakimś przyjęciu. Wśród zebranych krążył kelner z butelką szampana Don Perignon. Majordomus powiedział, że zgodnie z tradycją, kiedy będzie serwowany champagne należy ucałować kielich i odstawić go na miejsce bez wypijania jego zawartości. Wszyscy postąpili zgodnie z instrukcjami, ale gdy przyszła moja kolej postanowiłem skorzystać z wyśmienitego napitku i wypiłem całą zawartość kieliszka. Obserwujący to Dalí najpierw zdziwił się, a zaraz potem oburzył. Stuknął mnie w ramię i powiedział „Martin, chodź ze mną”. Po czym wprowadzilł mnie do domu dodając:
– Drogi Panie Martin, czy nie zrozumial Pan instrukcji na temat tego jak należy postąpić z szampanem?
– Owszem – odpowiedzialem.
– Wobec tego, dlaczegóż to nie postąpił Pan zgodnie z nią?- pytał dalej Dali.
– Z bardzo prostego powodu. Nie codzień podają mi Don Perignon- odpowiedziałem.
Zrozumiałem wtedy, że te bezsensowne zasady były swojego rodzaju testem dla idiotów. Ci, którzy ich przestrzegali, nigdy więcej nie pojawiali się ponownie w domu Salvadore Dalí. Moja znajomość z Dalim pogłębiła się dzięki naszemu magazynowi poświęconemu Rockowi – Popular 1- opowiada dalej Martin. Dali uwielbiał muzykę – sam był tak ekscentryczny jak niejednen muzyk Rocka, z tą różnicą że zamiast grać, malował. Chciał znać wszystkie nowinki z muzycznego świata. Pytał o Alice Coope, Davida Bowie, Boba Dylana. Pytał nas o nich ponieważ współpracowaliśmy z wieloma artystami i mieliśmy szansę ich bliżej poznać. Podczas swoich pobytów w NY sprawiał, że wszyscy najważniejsi ludzie przychodzili go oglądać. Kiedyś Elvis Presley podarował mu w prezencie skarpetki. Te skarpetki można zobaczyć na jednym ze zdjęć, które mu zrobiłem.
W wieku 25 lat Dalí poznał sporo starszą od siebie Galę, która była wtedy żoną francuskiego poety Paula Eduarda. Kobieta szybko stała się jego muzą. Dalí powiedział kiedyś: Kocham Galę bardziej niż matkę, bardziej niż ojca, bardziej niż Picassa, a nawet bardziej niż pieniądze. Ich związku nie można nazwać typowym. Byli parą ekscentryków, żyjących w swoistej symbiozie. Dalí zabawny i sarkastyczny, Gala bardzo inteligentna, obrotna, ale nie znosząca, by jakakolwiek inna kobieta poza nią wzbudzała jego zainteresowanie.
Bertha wspomina jak w hotelu Ritz na pewnym przyjęciu Dalí zbliżył się do niej z orchideą w dłoni i musnął nią jej ramię mówiąc doniosłym tonem: Sperma! – nie było niczego dziwnego w tak ekscentrycznym zachowaniu artysty, który znany był ze swoich dziwactw, ale incydent dostrzegła Gala:
– Nie zdążyłam się obejrzeć jak dopadła do mnie, chwyciła zwinnym ruchem za kostki, przewróciła na ziemię i zaczęła ciągnąć przez całą salę. Możesz to sobie wyobrazić? Ona miała wtedy już jakoś pod osiemdziesiątkę, ale dzięki drobnej sylwetce i energiczności sprawiała wrażenie młodszej! Ja byłam wtedy młodą dziewczyną. To była straszna baba, nie lubiłam jej. Gdy to się stało Dalí nie ruszył się z miejsca, a widowisko przerwał dopiero pewien muzyk, na którego zresztą Gala miała chętkę. Ona była choleryczką, mimo że nie łączyła jej z mężem więź seskualna, nie znosiła gdy skupiał swoją uwagę na innych kobietach. Podobny numer zrobiła mojej koleżance, szwedzkiej modelce. Pewnego razu podeszła do niej, chwyciła ją za dłoń i zadrapała jej wnętrze swoimi paznokciami, aż do krwi!
Martin: To prawda, Gala miała mocny charakter, a w późniejszych latach coraz częściej sie kłócili– dodaje Martin – kiedyś musiałem ich rozdzielić, bo Dalí zaczął okładac żonę laską. Jak się okazało, ona potrzebowała silnych emocji i fakt, że trochę ją poobijał podobał jej się.
Dali miał swoje lęki i fobie między innymi bał się ciemności i to do tego stopnia, że z trudem akceptował fakt, że jego męskość znikała w ciemnych odchłaniach kobiecego łona. Unikał seksu szukając innych form zaspokojania się. Już od dzieciństwa czuł niepokój związany z ciemnością i bardzo szybko zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że trzeba coś z tym zrobić. By ten lęk skonfrontować potrafił chować się na parę godzin w szafie. Przy jednej z takich okazji siedział w szafie tak długo, że się w niej załatwił. Stało się to w Święta. W pokoju gdzie ta szafa stała zaczęła się zbierać rodzina. W pewnej chwili młody Salvadore wyskoczył z niej i przestraszył zebranych, którzy po chwili zaczęli czuć woń tego co po sobie tam zostawił. A ponieważ wszyscy przyszli z prezentami, Dalí powiedział „A teraz poszukajcie prezentu, który ja zrobiłem!”. Skończyło się na usunięciu szafy z domu (śmieje się Martin).
Więzi łączące Dalego i Galę były wzajemnym zachwytem nad intelektem. On bardzo cenił sobie jej intelekt, a ona jego. Gala całe życie była jego inspiracją i muzą, ale ekscentrycznej pary nie łączył seks. Dalí, żeby zaspokoić temperament starszej o 10 lat żony nie wahał się organizować jej schadzek z innym mężczyznami. Gala wykorzystywała sławę męża do tego by dotrzeć do sławnych mężczyzn, do tych którzy jej się podobali. Schadzki Gali z kochankami odbywały się w Castillo de Puvol – w domu, który Dalí kupił żonie.
W ich związku to Gala zajmowała się finansami, wymyślała strategię zarobku, była kimś w rodzaju jego managera.
Martin: Aby zarobić organizowała spotkania z Dalim, za które pobierała pieniądze stawiała go przed faktem dokonanym, informując, że nazajutrz będą mieli np. grupę Japończyków i mówiąc, by coś wymyślił. Bazowała na jego sławie i potrafiła sprzedać to, co tworzył, miała do tego smykałkę. Wielu ludzi traktowało Daliego jak wielkiego maestro i Gala potrafiła to wykorzystać. Tzw. Horoskop też był jej pomysłem. Gdy wrócili do Paryża, nie mieli środków do życia i Gala musiała coś wymyslić aby zdobyć pieniądze. Przedstawiła więc mężowi wszystkich swoich przyjaciół i stworzyła coś w rodzaju klubu, zwanego Horoskopem. Należało do niego 12 osobowości (głównie arystokratów), ktorzy mieli płacić miesięczną kwotę na utrzymanie Daliego. Na koniec roku Dali wystawiał 12 obrazów, które następnie były losowane wśród członków klubu.
Martin współpracował z Salvadore Dali około czterech lat. Panowie dobrze się dogadywali, fotograf był jedną z trzech osób, które posiadały klucze do posesji artysty, co oznaczało, że mógł przebywać w jego domu nawet podczas nieobecności właściciela. Salvadore Dali był wesołym i ekscentrycznym facetem, chłonnym wiedzy i niezwykle zainteresowanym nowinkami ze świata nauki, z niemal każdej dziedziny.
To było ciekawe doświadczenie i z pewnością nigdy nie zapomnę tych lat spędzonych na współpracyz Salvadore – kończy Martin.
Kończymy spijać kawę, jak zwykle zobaczymy się na czwartkowym Anti-Karaoke, żeby posłuchać śpiewających amatorów rocka – Gdyby Dali żył, z pewnością pojawiłby się na rockowym show stworzonym przed laty przez syna Martina – Cesara. Ten oryginalny koncert w którym spiewać każdy może, gromadzi co tydzień setki ludzi.
Jeśli jesteś fanem rocka i chcesz wziąć udział w oryginalnym show Anti-Karaoke i zaśpiewać przeboje rocka zajrzyj na oficjalną stronę facebooka: Antikaraokecesarmartin.
Rozmawiała: Ewa Nowak,
Zdjęcia: Martin Frias,